Czy słyszeliście kiedyś płacz dziecka? Nie jest to przyjemne
doświadczenie, zwłaszcza gdy jest to płacz dziecka skrzywdzonego niesłusznie.
Aczkolwiek dzieci mają też skłonność do wyrażania emocji płaczem i nikogo nie
powinno to dziwić.
Ale czy słyszeliście kiedyś płacz dziecka pośród ciemności?
To doświadczenie jest niezmiernie przerażające i zapewniam was, nie
chcielibyście go doświadczyć.
Gdy słyszy się w nocy płaczące dziecko stojąc na ulicy. Pod
mrugająca latarnią, która rozgania mrok jedynie na kilka metrów i patrząc w
cień za nią, z którego dobiega dźwięk płaczu. Chce się jak najszybciej oddalić
z tego miejsca, a nie gdybać co spowodowało ów płacz. Natura ludzka oczywiście
każe co odważniejszym jednostkom pójść i sprawdzić, ale kto z was właśnie tak
by postąpił?
Piszę o tym, bo kiedyś mnie to spotkało. Spacerowałem po
ulicach wsi chcąc ogarnąć własne myśli. Pora była już późna, więc ulice jak
zawsze były puste i ciche, a jedynie po światłach w oknach mijanych domów można
było domyślić się, że ktoś żyje w tej wsi. Dochodziłem właśnie do latarni,
której światło mrugało i w każdej chwili można było się spodziewać, że zgaśnie
całkowicie. Po prawej miałem staw zarośnięty chaszczami i właśnie z stamtąd dobiegł
mnie płacz. Najpierw cichy, ledwo słyszalny, a później coraz głośniejszy, aż
wreszcie przeszedł w wrzask i nagle ucichł.
Zatrzymałem się przejęty pod latarnią, która nadal nie
zdecydowała czy będzie świecić, czy też zgaśnie na dobre i utkwiłem wzrok w
stawie. Nie spostrzegłem tam żadnego ruchu, zapanowała zdecydowanie
nieprzyjemna cisza i znów usłyszałem ledwo słyszalny szloch dziecka,
przechodzący w płacz. Zszedłem z drogi i przeskoczyłem rów. Nie wiedziałem co
tak naprawdę mam zrobić, wątpiłem by był to prawdziwy płacz, pomyślałem raczej
o kotach, była końcówka marca. Ale płacz znów stał się intensywny, naprawdę głośny,
a później wrzaskliwy. Po chwili znów ucichł i już się nie odezwał.
Bałem się choć nie rozumiałem tego strachu, nie wynikał on z
troski o dziecko, przyznaję. Podchodziłem coraz bliżej stawu, ale nie usłyszałem
już nic. Wody w tym stawie było po kostki, więc wątpiłem by ktoś mógł się tu
utopić, obszedłem go dookoła, ale niczego nie znalazłem.
Wróciłem na drogę i ruszyłem dalej, choć ciągle nasłuchując
każdego dźwięku i oglądając się za siebie. Było to moje pierwsze doświadczenie
płaczu, ale też nie ostatnie w moim życiu.
Przyznam, że nie wiem czy był to chochlik mojej wyobraźni, zmieniający
odgłosy zwierząt w to co mogło by mnie najbardziej przerazić tamtej nocy, czy
rzeczywiście słyszałem płacz dziecka. Wiem tylko, że nie byłem jedyną osobą słyszącą
ten płacz. Rok później wróciłem w tamto miejsce z moim dobrym znajomym. Nie
zdradziłem mu jaki jest ukryty motyw tej przechadzki. Gdy już tam byliśmy, obok
tamtego stawu, przystanęliśmy na chwile. On stał odwrócony tyłem, a ja cały
czas patrzyłem w zarośla które obrastały tamten zbiornik. Po chwili obejrzał
się za siebie i zapytał mnie, czy słyszę cichy płacz dziecka…
Działo się to w noc z 20 na 21 marca.
Jeremiasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz