poniedziałek, 23 lutego 2015

Człowiek na drodze



Dziś wspomnę o czymś nieco bardziej współczesnym byście nie pomyśleli, że historie które wam opowiadam dotyczą jedynie odległych czasów i starych wiejskich legend, których już nikt nie pamięta. Sytuacja ta działa się rok czy dwa lata temu. Ktoś na leśnej drodze namalował jakiś symbol, widziałem go na własne oczy i niektórzy z was pewnie też.

Wtedy od jakiegoś czasu nie miałem okazji zapuszczać się w las i przez to nie mogę dokładnie określić kiedy się pojawił, ale gdy tylko wspomniał mi o nim znajomy (pamiętam, że zaczął rozmowę od słów ‘wiesz, że w naszym lesie pojawili się szataniści ?’ jacy znowu szataniści pomyślałem zaciekawiony), postanowiłem szybko to sprawdzić i rzeczywiście, ów symbol nie wyglądał jak bazgroły idiotów takie jakie to często możemy oglądać na naszych uroczych przestankach w Dachniwie. Było to coś przemyślanego i rzekłbym nawet, że złowieszczego. Na drodze w środku lasu ktoś namalował pentagram zamknięty w kole i jakieś symbole o których nie miałem pojęcia. Aczkolwiek w przeciwieństwie do mojego znajomego nie podejrzewałem, że to sprawka wspomnianych tajemniczych szatanistów, wiedziałem bowiem, że pentagram to stary znak szczęścia, natomiast nie miałem pojęcia co oznaczają symbole wypisane pomiędzy ramionami gwiazdy. Przewertowałem wtedy nawet kilka stron internetowych w poszukiwaniu odpowiedzi, ale niestety nigdzie podobnego znaku nie mogłem odnaleźć w tamtym czasie. 


Nieco później, tydzień czy dwa od mojej wizyty w lesie doszła do mnie pewna dziwna historia. Mój znajomy, mężczyzna czterdziestoparoletni przejeżdżał tamtą drogą i spotkał grzybiarza, a przynajmniej tak wtedy o nim pomyślał. Starszy facet z koszykiem postawionym obok siebie na drodze, jak mi go opisał znajomy, stał dokładnie pośrodku tamtego symbolu. Tak po prostu sobie stał i gdy już mój znajomy zbliżył się do niego, ów grzybiarz przywitał się z nim grzecznie i poprosił go by ten przystaną. Wywiązała się miedzy nimi krótka rozmowa o wszystkim i o niczym, a gdy mój znajomy chciał odjechać to grzybiarz położył mu dłoń na ramieniu i powiedział, że ma do niego oprośbę. Starszy facet poprosił go by pomógł mu wyjść. Znajomy zdziwił się i powiedział żeby się nie wygłupiał, bo przecież nie ma tu z czego wychodzić, ale stary upierał się i zaczął go nawet prosić by pomógł mu wyjść z tego koła. Znajomy spojrzał na drogę i pomyślał, że facet oszalał, bo myśli że jest zamknięty pośrodku pustej drogi. Wsiadł na rower i czym prędzej odjechał od zbzikowanego faceta. Gdy był już spory kawałek od tego miejsca i się odwrócił to faceta już nie było, wtedy się wkurzył na starego żartownisia, ale już go nigdzie nie widział i nie mógł się na niego wydrzeć.
Tego samego dnia wieczorem, gdy wracał z powrotem do domu, w tym samy miejscu stał chłopiec i patrzył na mojego znajomego takim samych wzrokiem jak rano starzec, na co od razu zwrócił uwagę. Znajomy nie ukrywał przede mną, że oblał go wtedy zimny pot i przejechał szybko obok chłopca i zatrzymał się dopiero parę metrów za symbolem na drodze. Zapytał małego czemu tu tak stoi sam gdy już się ściemnia, chłopiec nie odpowiedział, ale poprosił go o pomoc. Wyciągną do niego rękę i chciał by ten zaprowadził go do domu. Mój znajomy zbliżył się nieco do chłopca i kazał mu nie robić sobie jaj, i jeśli chce to niech pójdzie razem z nim do wsi. Ale chłopak ciągle tam stał z wyciągnięta ręką i czekał aż znajmy go za nią złapie. Ten jednak bał się w sposób którego sam nie potrafił mi wyjaśnić, nie zrobił co chłopiec chciał i odsunął się od niego z coraz większego strachu który go wtedy ogarniał. Postawa chłopca diametralnie się zmieniła i zaczął krzyczeć wściekle na niego, nawet mu groził. Znajomy mimo obaw które nim targały wkurzył się i odjechał. Długo jeszcze słyszał wulgarne krzyki chłopca. Powiedział mi, że mógłby przysiąc, że słyszy też krzyk grzybiarza który wściekle krzyczy ‘zmaż ten cholerny symbol i wyciągnij mnie Ty ludzka małpo!’


Przez jakiś czas nie jeździł tamtą droga i jedynie mi opowiedział co się wydarzyło tamtego dnia, a gdy parę dni później pojechaliśmy w tamto miejsce, znaleźliśmy ów symbol, ale jego zewnętrzny fragment był wymazany. Nie było ani grzybiarza, ani chłopca, ktoś widocznie podał im pomocną dłoń.

Długo zastanawiałem się czy wierzyć w opowieść znajomego co do tamtych dziwnych osób, bo było to dość niedorzeczne i naciągane, ale znajomy którego nawet imienia obiecałem nie wymieniać miał coś takiego wypisanego na twarzy, że ciężko mi było mu nie wierzyć. 


Jak już wspomniałem rzecz działa się jakiś czas temu, i nie myślałem długo o tym, ale ostatnio oglądałem jakiś serial amerykański późno w nocy, w którym mowa była o egzorcyzmach i powiem wam, że w pewnej chwili zrobiłem duże oczy, bo na ekranie zobaczyłem właśnie ten znak z lasu. Według tego o czym była tam mowa, był to starożytny symbol służący do schwytania demona. Cytowali jakieś stare podania, w których była mowa, że jeśli demon wejdzie w ten symbol to działa on na niego jak pułapka i nie może z niego wyjść dopóki ktoś nie wyciągnie go z niego poprzez zamazanie zewnętrznego okręgu.

Nie wiem na ile można wierzyć serialom popularnonaukowym, ale nasuwa się więc pytanie, czy ktoś w naszym lesie próbował schwytać demona? Czy może mój znajomy padł ofiarą dość skomplikowanego i przemyślanego dowcipu?


A wy jak myślicie? Byliście na tej drodze, widzieliście symbol? A może też spotkaliście kogoś stojącego na nim i proszącego was o pomoc? Piszcie. 

Jeremiasz

niedziela, 15 lutego 2015

Kozacy



Pewnej zimy, gdy jeszcze nierzadkim było spotykać ludzi z szablą u pasa, do Dachnowa przywędrowało dwóch kozaków. Był środek grudnia i śnieg spływał z ciężkich chmur falami. Wieś była niemalże odcięta od świata toteż miejscowi zachodzili w głowę jak wędrowcom ta sztuka się udała, jak tu dotarli w taką zamieć i jakiż to diabeł przywiał ich w te strony. Były to czasy których już nie pamiętamy, podczas największych zamieci  ludzie nie myśleli by ruszać się gdzieś poza swoją wieś, drogi nie były odśnieżane i można było polegać jedynie na koniach i saniach. Po przybyszach było widać, że to dwaj uciekinierzy, może nawet dezerterzy z jakiegoś wojska. A kto im spojrzał w twarz, wiedział że trawi ich jakaś choroba. Nikt nie chciał z nimi rozmawiać, ale też nikt ich nie przepędzał, być może już wtedy ludzie wyczuwali w nich jakieś zjawy, którym nie warto się narażać. Wszyscy też spodziewali się, iż zabawią tu chwilę i odejdą dalej w bardziej atrakcyjne miejsca. Tak się jednak nie stało. Zamieszkali w opuszczonej chacie na północno-wschodnim krańcu wsi. Nie palili tam ognia, co wszystkich dziwiło, bo zima była zroga. Nie żebrali też u ludzi jedzenia, czasem tylko widywano ich wieczorem, gdy przechadzali się zaśnieżonymi ulicami, a najczęściej widywano ich kolo miejscowego cmentarza. 


Minęło kilka tygodni, ludzie coraz rzadziej widywali kozaków, myślano nawet, że zamarzli w nieogrzewanej chacie, ale też nikt nie miał na tyle odwagi by tam zawędrować i to sprawdzić. Niektórzy też myśleli, że odeszli do sąsiedniej wsi, bo i z tamtąd docierały do mieszkańców dachnowa słuchy, że widują kozaków. Z  pobliskiej miejscowości Cieszanów, ktoś przyniósł plotkę, że ponoć rozkopano tam świeży grób i porwano zwłoki. Nikt nie wiedział wtedy czy to prawda, ale rozeszła się plotka, że to wampir powstał z grobu.

Niedługo potem i w Dachnowie coś podobnego miało miejsce. Rozkopano jeden z najświeższych grobów, ciało zniknęło, pozostały jedynie skrawki ubrania. Niedługo potem ktoś znów zmarł we wsi i został pochowany. Po kilku dniach grób rozkopano i ukradziono zwłoki, tym razem jednak pozostawiono rękę nieboszczyka, obgryzioną do kości. Ludzie zaczęli myśleć, iż to jakieś zwierze wygłodniałe w trakcie srogiej zimy zabrało się za dość nietypowy sposób zdobycia pożywienia. Nie trwali długo w tym przekonaniu, bo już pod koniec zimy, po kolejnym pogrzebie ktoś z mieszkańców zauważył, że dawno niewidziani kozacy kręcą się koło cmentarza tuż po zmroku. Zakradł się i zobaczył, że klęczą oni przy świeżym grobie i rozkopują zmarzniętą ziemię gołymi rękami. Sam bał się ich przepłaszać, wrócił więc do wsi, zebrał gromadę mężczyzn i udali się na cmentarz. Nie było już tam kozaków, ani ciała w grobie. Pobiegli więc do ich chaty i dogonili ich w chwili gdy wchodzili do chaty z ciałem nieboszczyka na rękąch, a jeden z chłopów spostrzegł, że jeden z nich przeżuwa kawał mięsa. Rzucili się do drzwi chaty, ale było za późno, kozacy zabarykadowali się w środku, nie odzywając się ani słowem do wieśniaków i nie odpowiadając na ich krzyki.

Nie sposób było wejść do środka, chcieli wykurzyć ich ogniem, ale drewno chaty było za mokre by mogło się to udać. Długo debatowali co dalej i ktoś wpadł na pomysł by uwięzić ich w środku i tym sposobem nie pozwolić im uciec. Chłopi zabrali się więc do pracy i jeszcze przed świtem każde wyjście z chaty było skutecznie zabarykadowane, kozacy zostali uwięzieni, a chłopi wrócili do domów. Po drodze uzgodnili miedzy sobą by nie mówić o tym nikomu i pozostawić kozaków samym sobie, niech Bóg zdecyduje o ich losie.

 I zdecydował. Kozacy byli przeklęci przez starą wiedźmę, której jak później powiadali wyrządzili krzywdę. Nie mogli pożywiać się niczym poza mięsem zmarłych, krążyli po wsiach od wielu miesięcy wykopując ciała z ziemi. Zawsze też na czas uciekali z miejsc które okradali zanim ktoś ich oskarżył i wymierzył karę. Tym razem jednak utknęli w chacie, a mięso umarłego szybko się im skończyło. Nie mogli umrzeć normalnie i stale czuli narastający i niepohamowany głód. Po pewnym czasie zamknięcia zaczęli zjadać się nawzajem, kawałek po kawału, umarli dopiero wtedy gdy zatopili zęby w swych sercach. Straszna musiała to być śmierć. Po jakimś czasie pozostały z nich jedynie kości. W lecie w chatę uderzył piorun i spłonęło wszystko, chata i ich obgryzione kości. Pozostały jedynie zjawy kościotrupów przeklętych kozaków, które jak legenda niesie do dziś krążą po ulicach naszej wsi. 


Zastanówcie się teraz, czy w jakąś mglistą zimna noc nie widzieliście dwóch postaci przemierzających ulice Dachnowa, czy nie widzieliście tych zjaw, które wyłoniły się z jakiejś ciemnej alejki? Czy nie znacie kogoś kto w mroku nocy ujrzał przed sobą kościstej twarzy?

Czy ta legenda jest prawdą czy nie, sami oceńcie, ale uważajcie na Kozaków i ich kościste oblicza. 

Jeremiasz

poniedziałek, 9 lutego 2015

Stara kobieta



Dachnowski las jest bez wątpienia jednym z tych miejsc które nieprzerwanie mnie fascynują i przerażają. Czy to w zimie, czy w lecie, można się nim zachwycić w jednej chwili, a w drugiej zamrzeć w przerażeniu, gdy z niewiadomych przyczyn pada na nas cień strachu. Ja sam uwielbiam tą jego zmienność, ale za każdym razem, gdy się do niego wybieram, pamiętam, by nigdy mu nie ufać i zawsze oglądam się przez ramię. Wam też to radzę, nawet jeśli nigdy nie wyczuwaliście zagrożenia.
Jak się pewnie domyślacie zapuszczałem się w nasze leśne ostępy nie raz, nie dwa i nie sto razy, żyję już na tyle długo by nie móc zliczyć ile razy bywałem już w tym lesie. Lato, jesień, zima, wiosna, ranek, południe, wieczór i w nocy, byłem w tym lesie i słuchałem, zawsze z otwartymi oczami i zawsze gotów by brać nogi za pas. Byłem ciekaw i niejednokrotnie moja ciekawość zostawała prawie zaspokojona, na szczęście PRAWIE. 

Znam kilka opowieści o tym lesie, nie jestem pewny wszystkich, bo czasem jak wiecie opowieści ludzi mieszają się z starymi legendami , mitami, wyobrażeniami. Postaram się przytoczyć  kilka z nich, jeśli oczywiście pamięć starego człowieka mnie nie zawiedzie.

Pierwsza historia o której opowiem  będzie  o starej kobiecie z lasu, ale wy jak sądzę będziecie znać ją pod nazwą Baba Jaga. Bo kto z was w dzieciństwie nie był straszony Babą Jagą? Ale czy podejrzewaliście gdy już dorośliście, że ktoś taki mógł być kiedyś prawdziwy? A może nadal jest? Sami z resztą oceńcie czy to mogło się wydarzyć, bądź czy kiedyś już słyszeliście tą historie.
Był kiedyś taki czas, którego już pewnie nie pamiętają nawet wasze babcie, nawet tych najstarszych z pośród czytelników. Były to lata, gdy znikały dzieci z okolicznych wsi, a konkretniej rzecz ujmując małe dziewczynki. W dzisiejszych czasach pewnie zarządzono by wielkie poszukiwania i ludzie szeptaliby o porwaniach, ale w tamtych czasach jeszcze nie tak tłumaczono tego typu zniknięcia i w okolicy zapanował strach i groza. Ludzie się bali, przede wszystkim o swoje dzieci, ale też o samych siebie i życie zamierało gdy tylko zaczęło się ściemniać. Ludzie ryglowali drzwi w domach i pilnowali siebie nawzajem, ze szczególnym uwzględnieniem małych dziewczynek. Choć i to niestety nie pomagało. Bo dzieci ponoć znikały z zamkniętych domów, z podwórek pełnych innych dzieci.
Ktoś wtedy skojarzył, że od jakiegoś czasu po wsiach widywana jest starsza kobieta której nikt nie znał. Chodziła ona i pytała czy może dostać coś do jedzenia, niby nic groźnego, ale świat był wtedy pełen legend o których teraz już się nie pamięta i nie trudno chłopom było skojarzyć starą kobietę z historiami o starej wiedźmie z lasu, historiami o Babie Jadze. Nikt jednak nie ośmielił się wejść do lasu i szukać domku starej wiedźmy. Do czasu aż znikły dwie dziewczynki z naszej wsi.

Na jesień tamtego złego roku z Dachnowa w ciągu dwóch kolejnych nocy zostały uprowadzone dwie dziewczynki. Nikt niczego nie wiedział, ale znalazł się ktoś kto przysięgał, że widział starą kobietę wychodzącą z lasu przed zmrokiem. Niosła ona jednak ze sobą wiązkę chrustu więc zignorował to, jak się okazało nieszczęśliwie.
Dziewczynki zniknęły z łóżek, a rodziny wpadły w rozpacz. Po kilku dniach ojcowie dziewczynek spotkali się i opłakiwali los swoich dzieci, nikt już bowiem nie wierzył, że uda się je odnaleźć. Mężczyźni upili się i w przypływie odwagi, w środku nocy ruszyli do lasu jedynie we dwójkę. Któryś z nich pamiętał opowieść leśniczego, który opowiadał mu o części lasu tak mrocznej, że nawet on się tam nie udawał. Mężczyźni wiedzeni i rozpaczą po stracie córek udali się właśnie w tamto miejsce. Długo przedzierali się przez las, ciężko im było obierać właściwy kierunek, ale po kilku godzinach i po otrzeźwieniu dotarli wreszcie w cześć lasu opisaną przez leśniczego. Panował tam prawdziwy mrok, drzewa rosły gęsto i wydawało się być o wiele zimniej niż w innej części lasu. Mężczyźni z początku nie dostrzegli niczego co mogłoby ich naprowadzić na ślad wiedźmy i dziewczynek, obeszli gęste drzewa lecz nie zagłębiali się w nie. Po jakimś czasie coś dostrzegli. Przez zarośla przebijało się światło ogniska. Nabrali nowej odwagi i weszli w gęstwinę, z każdą chwilą przybliżali się do ognia, zaczęli dostrzegać postacie siedzące wokół. Były to dziewczynki.
Przyśpieszyli kroku, zarośla rozdzierały im ubrania, wpadli na polanę i zatrzymali się. Ognisko paliło się mocnym ogniem, dziewczynki wpatrywały się w niego nawet gdy ojcowie wołali je po imionach. Za ogniskiem stała chata wiedźmy, zbudowana wysoko na grubym pniu drzewa. Chłopi dobiegli do dzieci i zaczęli nimi potrząsać, ale jak później mówili nie było już w nich ludzkiego życia, to już nie były ich dzieci, wiedzieli o tym jak tylko je dotknęli i spojrzeli w ich puste oczy. To już nie były ich dzieci jak później stale powtarzali. Baby Jagi nigdzie nie było, prawdopodobnie odeszła tuż przed przybyciem mężczyzn. Były tylko dzieci bez duszy i chata, którą oszaleli z rozpaczy mężczyźni podpalili. Zabrali jednak dziewczynki niosąc je na rękach do wsi, przyprowadzili je do domu.
 Ich dalszego losu nikt nie zna, niektórzy twierdzili, że dzieci obudziły się z transu i odzyskały swe dusze, gdy tylko zły czar wiedźmy przestał działać. Inni natomiast przekazywali, że dziewczynki następnej nocy wróciły do lasu i do ogniska, czekając na powrót wiedźmy. Mówiono, że ich rodziny wyniosły się do innych wsi, jak najdalej od lasu i dziewczynek, które kiedyś mogły wrócić. Ja sam skłaniam się do tej drugiej wersji, zważywszy na inne opowieści z tamtych lat, które mówiły o dzieciach siedzących przy ognisku w najczarniejszej części lasu.

Dziś te dzieci nadal mogą tam być i siedzieć przy tym ogniu, a ich dusze czasem słychać w tym lesie, słychać ich płacz i wołanie o pomoc.

 A czy wy moi drodzy słyszeliście kiedyś tą historie? Czy w nią wierzycie, a może widzieliście kiedyś samotne ognisko w lesie? Bo ponoć nie widzi się dziewczynek dopóki nie usiądzie się przy tym ogniu i nie zacznie wpatrywać w ogień, wtedy ponoć obok was siadają te dziewczynki i patrzą swoimi pustymi oczami.

 Tak więc kochani, nie siadajcie przy ogniu którego sami nie rozpaliliście w lesie, zwłaszcza gdy wcześniej słyszeliście głosy małych dziewczynek. 

Jeremiasz