Pewnej zimy, gdy jeszcze nierzadkim było spotykać ludzi z
szablą u pasa, do Dachnowa przywędrowało dwóch kozaków. Był środek grudnia i
śnieg spływał z ciężkich chmur falami. Wieś była niemalże odcięta od świata
toteż miejscowi zachodzili w głowę jak wędrowcom ta sztuka się udała, jak tu dotarli w taką
zamieć i jakiż to diabeł przywiał ich w te strony. Były to czasy których już
nie pamiętamy, podczas największych zamieci
ludzie nie myśleli by ruszać się gdzieś poza swoją wieś, drogi nie były
odśnieżane i można było polegać jedynie na koniach i saniach. Po przybyszach
było widać, że to dwaj uciekinierzy, może nawet dezerterzy z jakiegoś wojska. A
kto im spojrzał w twarz, wiedział że trawi ich jakaś choroba. Nikt nie chciał z
nimi rozmawiać, ale też nikt ich nie przepędzał, być może już wtedy ludzie
wyczuwali w nich jakieś zjawy, którym nie warto się narażać. Wszyscy też
spodziewali się, iż zabawią tu chwilę i odejdą dalej w bardziej atrakcyjne
miejsca. Tak się jednak nie stało. Zamieszkali w opuszczonej chacie na
północno-wschodnim krańcu wsi. Nie palili tam ognia, co wszystkich dziwiło, bo zima była zroga. Nie
żebrali też u ludzi jedzenia, czasem tylko widywano ich wieczorem, gdy
przechadzali się zaśnieżonymi ulicami, a najczęściej widywano ich kolo
miejscowego cmentarza.
Minęło kilka tygodni, ludzie coraz rzadziej widywali
kozaków, myślano nawet, że zamarzli w nieogrzewanej chacie, ale też nikt nie
miał na tyle odwagi by tam zawędrować i to sprawdzić. Niektórzy też myśleli, że
odeszli do sąsiedniej wsi, bo i z tamtąd docierały do mieszkańców dachnowa
słuchy, że widują kozaków. Z pobliskiej
miejscowości Cieszanów, ktoś przyniósł plotkę, że ponoć rozkopano tam świeży
grób i porwano zwłoki. Nikt nie wiedział wtedy czy to prawda, ale rozeszła się plotka,
że to wampir powstał z grobu.
Niedługo potem i w Dachnowie coś podobnego miało miejsce.
Rozkopano jeden z najświeższych grobów, ciało zniknęło, pozostały jedynie
skrawki ubrania. Niedługo potem ktoś znów zmarł we wsi i
został pochowany. Po kilku dniach grób rozkopano i ukradziono zwłoki, tym razem
jednak pozostawiono rękę nieboszczyka, obgryzioną do kości. Ludzie zaczęli
myśleć, iż to jakieś zwierze wygłodniałe w trakcie srogiej zimy zabrało się za dość
nietypowy sposób zdobycia pożywienia. Nie trwali długo w tym przekonaniu, bo
już pod koniec zimy, po kolejnym pogrzebie ktoś z mieszkańców zauważył, że
dawno niewidziani kozacy kręcą się koło cmentarza tuż po zmroku. Zakradł się i
zobaczył, że klęczą oni przy świeżym grobie i rozkopują zmarzniętą ziemię
gołymi rękami. Sam bał się ich przepłaszać, wrócił więc do wsi, zebrał gromadę
mężczyzn i udali się na cmentarz. Nie było już tam kozaków, ani ciała w grobie.
Pobiegli więc do ich chaty i dogonili ich w chwili gdy wchodzili do chaty z
ciałem nieboszczyka na rękąch, a jeden z chłopów spostrzegł, że jeden z nich przeżuwa
kawał mięsa. Rzucili się do drzwi chaty, ale było za późno, kozacy
zabarykadowali się w środku, nie odzywając się ani słowem do wieśniaków i nie
odpowiadając na ich krzyki.
Nie sposób było wejść do środka, chcieli wykurzyć ich ogniem,
ale drewno chaty było za mokre by mogło się to udać. Długo debatowali co dalej
i ktoś wpadł na pomysł by uwięzić ich w środku i tym sposobem nie pozwolić im
uciec. Chłopi zabrali się więc do pracy i jeszcze przed świtem każde wyjście z
chaty było skutecznie zabarykadowane, kozacy zostali uwięzieni, a chłopi wrócili
do domów. Po drodze uzgodnili miedzy sobą by nie mówić o tym nikomu i
pozostawić kozaków samym sobie, niech Bóg zdecyduje o ich losie.
I zdecydował. Kozacy
byli przeklęci przez starą wiedźmę, której jak później powiadali wyrządzili
krzywdę. Nie mogli pożywiać się niczym poza mięsem zmarłych, krążyli po wsiach
od wielu miesięcy wykopując ciała z ziemi. Zawsze też na czas uciekali z miejsc
które okradali zanim ktoś ich oskarżył i wymierzył karę. Tym razem jednak utknęli w chacie, a
mięso umarłego szybko się im skończyło. Nie mogli umrzeć normalnie i stale
czuli narastający i niepohamowany głód. Po pewnym czasie zamknięcia zaczęli zjadać się
nawzajem, kawałek po kawału, umarli dopiero wtedy gdy zatopili zęby w swych
sercach. Straszna musiała to być śmierć. Po jakimś czasie pozostały z nich jedynie kości. W lecie w chatę
uderzył piorun i spłonęło wszystko, chata i ich obgryzione kości. Pozostały
jedynie zjawy kościotrupów przeklętych kozaków, które jak legenda niesie do dziś krążą po ulicach
naszej wsi.
Zastanówcie się teraz, czy w jakąś mglistą zimna noc nie
widzieliście dwóch postaci przemierzających ulice Dachnowa, czy nie
widzieliście tych zjaw, które wyłoniły się z jakiejś ciemnej alejki? Czy nie
znacie kogoś kto w mroku nocy ujrzał przed sobą kościstej twarzy?
Czy ta legenda jest prawdą czy nie, sami oceńcie, ale
uważajcie na Kozaków i ich kościste oblicza.
Jeremiasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz